niedziela, 13 lipca 2008

pierwsze foty za płoty.


Żyjemy, ale co to za życie. Lot jakoś udało się znieść, karmili dobrze i w ogóle znowu można było poznać ciekawe osoby, np. Czecha-choleryka z synem. :) Bagaż doleciał cało i zdrowo. :) I w ogóle podróż szybko w miarę minęła.
A potem było już gorzej. Znalezienie pierwszego miejsca do spania zajęło nam wieki. Mushi-atsui nikogo nie oszczędza - gorąco i parno. Ufff. Oczywiście z pomocą przyszła nam policja - jeżeli nie wiesz, co robić, znajdź koban, a wskaże ci drogę. Po drodze poznaliśmy znowu kilka interesujących osób, np. wielbiciela Polek.
Wiadomo, że Japonia to mały kraj, ale to, co zastaliśmy na miejscu chotto nas przeraziło. Głównie z powodu braku klimatyzacji... Musimy przetrwać jakoś te trzy noce...
Żeby uciec "jak najdalej stąd", wybraliśmy się na spacer po okolicy. Mieszkamy w Nishi-Kawaguchi i wiem, że pewnie nic to wam nie powie. :) Jest tu wiele przybytków zwanych love-hotelami, może to, powie już komuś coś więcej... :)
Zahaczyliśmy też na chwilę o Akabane. Główną atrakcją jest Statua Wolności na dachu... love-hotelu. :) Zjedliśmy pyszny (i drogi) obiad, ale trzeba było jakoś uczcić ten dzień.
Tutaj kilka fotek z dziś zrobionych w pośpiechu:





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz