piątek, 3 października 2008

nothomb

"Nie był typowym Japończykiem. Na przykład mnóstwo podróżował, ale w pojedynkę i bez aparatu fotograficznego.
- Ukrywam to przed innymi. Gdyby moi rodzice dowiedzieli się, że jeżdżę sam, byliby zaniepokojeni.
- Myśleliby, że grozi ci niebezpieczeństwo?
- Nie. Zaniepokoiliby się o moje zdrowie psychiczne. Tutaj ktoś, kto lubi podróżować bez towarzystwa, uważany jest za obłąkanego. Słowo >>sam<< w naszym języku zawiera w sobie pojęcie rozpaczy."


Znowu będzie o książkach. O Japonii, ale opisywanej w odmienny sposób - okiem belgijskiej pisarki urodzonej w Kraju Kwitnącej Wiśni. Myślę o Amélie Nothomb. Jak do tej pory przeczytałam dwie jej powieści. Chyba najbardziej znaną Z pokorą i uniżeniem, w której w nieco jak dla mnie przejaskrawionym opisie dowiadujemy się, jak układa się (a raczej nie układa) życie gaijina w japońskiej korporacji. Na kanwie książki powstał film pod tym samym tytułem:



Ostatnio w końcu udało mi się sięgnąć po jej najnowszą powieść, mimo że leżała na mojej półce już jakiś czas... Ani z widzenia, ani ze słyszenia opisuje powrót pisarki do Japonii po wielu latach przebywania w innych krajach.


Styl Amélie Nothomb jest dość wydaje mi się specyficzny. Nie do końca też chyba mogę zgodzić się z obrazem przedstawianej przez nią Japonii. Ale każdy ma prawo odbierać i odczuwać ten kraj, jak i wszystko inne, na swój własny sposób. Dla mnie czytanie Ani z widzenia, ani ze słyszenia było przede wszystkim małym powrotem myślami do miejsc, które udało mi się odwiedzić.

(cyt. za: Amélie Nothomb, Ani z widzenia, ani ze słyszenia, Warszawa 2008, s. 54.)

1 komentarz:

  1. Uwielbiam Amelie Nothomb: za jej lekką ironię, groteskę, dowcip i to z jaką pasją i miłością wraca do Japonii na kartach swoich powieści.

    OdpowiedzUsuń