środa, 2 listopada 2011

tokyo.

Jeden dzień, a milion wrażeń. Ale od początku. :)

Po pierwsze, jeśli ktoś chce przemieszczać się po Tokio metrem, polecam bilety jednodniowe, bo wychodzi dużo taniej. Ale trzeba pamiętać, że w Tokio jest kilka "firm metrowych", a każda wydaje inne bilety. Najbardziej rozbudowaną sieć ma Tokyo Metro, więc najwygodniej jest ustalić sobie trasę w obrębie tych linii.  A mapka metra wygląda tak:


Mimo wszystko metro jest proste w obsłudze. :) A gdzie udało nam się dotrzeć dziś? Byliśmy w wielu miejscach. Zobaczyliśmy między innymi świątynie buddyjską Baisouin, która swym wyglądem daleko odbiega od naszych wyobrażeń o japońskich świątyniach. Specjalnie dla nas otwarty na chwil kilka kościół ewangelicki w Harajuku zaprojektowany przez architektów z Ciel Rouge. A nawet jedyny w Tokio meczet, który podobna jest jednym z najpiękniejszych na świecie. O tych wszystkich miejscach może jeszcze kiedyś więcej napiszę. :)

Przez przypadek trafiliśmy również na Reisai (ceremonia upamiętniająca urodziny Cesarza )w ramach Aki no TaiMeijisai, czyli Jesiennego Festiwalu Meiji-jingu.


W ramach festiwalu dzieje się bardzo wiele ciekawych rzeczy, między innymi pokazy sztuk walki, łucznictwa, tańców japońskich, wystawy chryzantem i ikebana. Dziś udało nam się zobaczyć tradycyjny taniec japoński w wykonaniu najprawdziwszej gejszy. Na wszystkich obecnych zrobił on ogromne wrażenie. A gejsza jeszcze większe. :)


Poza tym dziś wypada pierwszy z trzech dni Tori no Ichi Matsuri (kolejne dni w tym roku to 14 i 26 listopada). Już od czasów Edo świętuje się Dzień Koguta, kiedy to można modlitwą w świątyniach wyprosić większe zyski i "lepsze czasy" dla swojego biznesu. 


My wybraliśmy się do małej Ootori Jinja w Meguro.


W kilku świątyniach w Tokio można zatem zakupić dziś kumade, czyli "niedźwiedzią łapę", którą możemy zagrabiać sobie pieniądze, szczęście i inne dobrodziejstwa. To popularny talizman wśród przedsiębiorców, którzy co roku kupują nowe kumade, aby zapewnić sobie coraz większe zyski. Kumade może być bardzo bogato zdobione i mają różną wielkość. Głównie widnieją na niej motywy odnoszące się do szczęścia i pieniędzy. Czasami spotkać się można z bardzo uwspółcześnionymi wersjami, na przykład z kotkami. :)


Więcej o festiwalu tutaj i tutaj.

W drodze wskoczyliśmy na chwile do Azabu-juban po sławne i pyszne taiyaki, na które nieustannie polował detektyw z j-doramy Shinzamono, o której już kiedyś pisałam. Nam się udało zakupić taiyaki w nie w byle jakim miejscu, bo w Naniwa Souhonten, gdzie zaczęto je wytwarzać i sprzedawać po raz pierwszy w 1909 roku. Cieplutkie z nadzieniem z azuki, czyli słodkiej czerwonej fasoli. Pycha! :) Więcej informacji między innymi tutaj.


A poza tym w Tokio już niemal świątecznie. Co prawda nie ma jeszcze dekoracji, ale na przykład w Starbucks już cały asortyment ma świąteczną oprawę. :) Coraz bliżej święta, coraz bliżej święta... Nieważne, że na dworze 25 stopni ciepła - gorąca kawa i szalik to mus. A z głośników płynie White Christmas...

Ho, ho ho...! ;)

3 komentarze:

  1. Ha, jestem pierwsza ;) Ten blog jest wspaniały; uwielbiam, takie relacje z podróży, jak ktoś na bieżąco opisuje co gdzie widział. Zazdroszczę (ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu). Oczywiście w miarę możliwości zapraszam do odwiedzenia i komentowania www.chiara288.blogspot.com Czekam na kolejne posty ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak lubisz taiyaki (ja osobiscie nie znosze nadzienia fasolowego w czymkolwiek, ale tymi z puddingiem vanilliowym czy czekoladowym to nie pogardze), to wg roznych ekspertow od taiyaki (jakies oficjalne rankingi), jedne z najlepszych taiyaki w calym Kanto sa do nabycia w Motegi, w Tochigi wlasnie. Pofatygowalismy sie tam 2 lata temu, miejsce to obskurna dziura w scianie, sprzedaja takze yakisoba, ale taiyaki - o matko! Pierwsza klasa. Nie ma porownania do niczego innego. A dodatkowa atrakacja jest to, ze mozna dojechac tam w pelni odrestaurowana ciuchcia parowa, ktora kursuje na Moka Line. Motegi to koncowy przystanek. Ciuchcia stoi na tyle dlugo, ze mozna pojsc na taiyaki, przejsc sie po "miescie", wskoczyc do chramu i odjechac. Niestety nie stoi na tyle dlugo, zeby mozna bylo zobaczyc ten slynny F1 tor, ktory jest wlasnie w tej pipidowce.

    Jakbys miala wiecej czasu to zabralabym cie na przejazdzke po Moka Line, bo zatrzymuje sie tez w Mashiko (slynie z ceramiki, maja w ten weekend festiwal ceramiczny) gdzie maja swoja wersje chramu Yasaka i gdzie w lipcu odstawiaja swoje wlasne Gion Matsuri.

    OdpowiedzUsuń
  3. Chiara - dzięki za miłe słowa, wpadaj częściej, ja do Ciebie wpadam również. :) Chciałabym mieć więcej do powiedzenia w sprawie Japonii na co dzień, ale moje życie codzienne jest daleko stąd i żałuję, że nie mogę być w Japonii częściej i na dłużej. :)

    dwakoty: shimatta. :/ Mam nadzieję, że spotkamy się następnym razem. Może za rok...? :)

    OdpowiedzUsuń