sobota, 16 czerwca 2012

Z wizytą u cesarza.

Spotkać cesarza Japonii nie jest łatwo. Zwykli śmiertelnicy mogą stanąć z nim niemal oko w oko tylko dwa razy w roku - z okazji Nowego Roku i w dzień urodzin cesarza. Trochę łatwiej (choć jak się za chwilę okaże jednak nie do końca) jest zobaczyć miejsce, w którym mieszka rodzina cesarska. Aby móc wybrać się na zwiedzanie terenów pałacowych, konieczna jest zgoda Kunaichō (宮内庁), czyli Agencji Dworu Cesarskiego. Należy wypełnić specjalny druk (obecnie dostępna jest także opcja online), a następnie stawić się w określonym miejscu i czasie z otrzymanym pozwoleniem. Taka procedura obowiązuje także przy wizycie pałacu w Kioto i kilku innych miejscach - szczegóły tutaj.


Dotarcie na miejsce zajęło nam trochę czasu. Po drodze kilka razy błądziliśmy, a napotkani Japończycy starali się nam pomóc, jak tylko potrafili najlepiej. Kiedy w końcu dotarliśmy na miejsce, a K. siłą niemal przytrzymywała strażników, żeby nie zamykali bramy, byliśmy już spóźnieni. Zaledwie kilka minut, ale wiadomo, w Japonii to niedopuszczalne i naprawdę myśleliśmy, że z wycieczki nici. A jednak udało się. Cudem. :)

Po przekroczeniu głównej bramy, zostaliśmy zaprowadzeni do małego budynku, gdzie mogliśmy ochłonąć w powiewach klimatyzacji i napić się czegoś przed wyruszeniem w trasę. Objaśnione nam zostało pokrótce, co i jak, ale po japońsku, więc praktycznie nic nie zrozumieliśmy. Postanowiliśmy iść za tłumem. :)


Następnie po rozdzieleniu tłumu na grupy, rozpoczęliśmy przechadzkę po terenach pałacu cesarskiego. Zapowiadało się dosyć ekscytująco - w końcu mieliśmy zobaczyć, gdzie śpi cesarz. Przynajmniej tak nam się wydawało. :)




Niestety, szybko okazało się, że nie będzie nam to dane, a wycieczka ani na krok nie zbliży nas do cesarza. :) Zobaczyliśmy za to kilka budynków, stację benzynową i dużo zieleni po drodze.





Co jakiś czas przystawaliśmy, aby wysłuchać tego pana z megafonem (czarno-biała kropka mniej więcej po środku zdjęcia). Jednak wyszliśmy na ignorantów - nie rozumiejąc ani słowa, nie bardzo zwracaliśmy uwagę na to, co mówił. I jedynie podziwialiśmy widoki starając się nie zemdleć z gorąca...







Dzielnie obstawiał tyły strażnik, którego ochrzciliśmy mianem 'Bob'. Byliśmy jedynymi gadzinami w grupie i chyba nie bardzo mu to pasowało. Szczególnie, że cały czas zostawaliśmy w tyle, a on ciągle musiał doprowadzać nas do porządku. :)






Wycieczka była nieco rozczarowująca, bo ani na metr nie zbliżyliśmy się do pałacu cesarskiego. Jedyne, co nam pokazano, to budynki gospodarcze, jakieś muzeum i dużo zieleni. A tej jest w okolicy sporo i niemałym zaskoczeniem była dla mnie ogromna, jak na Tokio, pusta przestrzeń. Można było spokojnie spacerować bez obaw, że kogoś nadepniemy, oddychać pełną piersią i nawet wykonać mały stretching. ;)






2 komentarze:

  1. Bardzo fajna relacja - teraz już mam jakikolwiek podgląd na to co może spotkać w niedalekiej przyszłości "drugą połowę wycieczki" :) Dziękuję za link ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma sprawy. :) Ja, dzięki Tobie, wbiłam sobie do głowy, że w końcu Kyoto Tower trzeba zaliczyć. :)

      Usuń