czwartek, 28 maja 2015

Skośnym okiem, tom I


Kiedy dostałam propozycję przeczytania i zrecenzowania najnowszej książki pana Rafała Tomańskiego Skośnym okiem, szczerze pomyślałam - no dobra, w końcu pisałam kiedyś, że do trzech razy sztuka... Poprzednie książki mnie nie zachwyciły krótko mówiąc. I przyznam się, że, jak zobaczyłam tę kolubrynę, która przyszła do mnie pocztą (ponad 400 stron bitego tekstu) oraz cyfrę jeden na okładce, która zapowiadała dalszy ciąg, jedyne co mogłam z siebie wydusić to: Okej... 

"Oko w tytule książki jest skośne, ponieważ na większość opisywanych spraw patrzę przez pryzmat Azji i tamtejszych kultur. Jednak czasem sugeruje dystans, większy niż ten, na który może zdobyć się odbiorca zwykłej informacji z dziennika. Z takiego oddalenia, biorąc pod lupę rok jako ciąg wydarzeń jednocześnie zamknięty i otwarty, z konsekwencjami na przyszłość i wywodzący się z tego, co było, można lepiej przywołać sobie niektóre sprawy i przypomnieć, dlaczego do czegoś doszło akurat wtedy."

Jedyne co mi pozostało, to zabrać Skośnym okiem w podróż i zmierzyć się z tym tekstem. Zanim o treści, napiszę najpierw o samym wydaniu, które okazało się być nie takie straszne, jak mi się na pierwszy rzut oka wydawało. Mimo objętości Skośnym okiem nie waży zbyt wiele i całkiem zgrabnie się układa, więc nie trzeba z tą książką walczyć podczas czytania. Co do okładki... Mnie nie przypadła do gustu. Mogę sobie wmawiać, że kreska taka jakby kaligraficzna, a kwiaty wyrastajace z czaszki to metafora japońskiego przysłowia (泥中の蓮, deichū no hachisu, czyli "piękne kwiaty lotosu rodzą się z błota"), jednak i tak do mnie nie przemawia. Ale, nie sądź książki po okładce... :) Całość podzielona jest na miesiące (tom pierwszy zawiera felietony napisane od stycznia do sierpnia 2014 roku), w które wrzucone są wszystkie felietony zgodnie z datą ich napisania (tak mi się przynajmniej wydaje, bo dat konkretnych nie było, niestety). Trochę zabrakło mi wyraźniejszego oddzielenia jednego felietonu od drugiego, np. poprzez wspomniane już daty dzienne, ponieważ tytuły nie do końca wyróżniały się w ciągłym tekście. Szczegół.

Felietony miały z założenia traktować o Azji lub z azjatyckiego punktu widzenia - stąd przymiotnik skośny w tytule. I faktycznie większość teksów jest o Japonii, Chinach, Rosji, wzajemnych relacjach politycznych, terytorialnych i ekonomicznych. Pan Tomański wiele miejsca, jak zwykle zresztą, poświęca nowym technologiom, Internetowi, etc.i sprawom akurat w danej chwili aktualnym, jak Mundial czy kolejna rocznica tsunami w Japonii i awarii w Fukushimie. Nie są to do końca moje tematy, chyba teksty związane z piłką nożną nużyły mnie najbardziej, mimo to sporo się dowiedziałam i faktycznie dzięki czytaniu ciągiem, można było spojrzeć na azjatycki rok 2014 jako całość.

Sporo informacji się powtarza. Niektóre felietony wręcz fragmentami są kopią poprzednich. I to mogłoby jeszcze przejść, kiedy czytamy krótki tekst w gazecie/w Internecie co tydzień czy dwa, ale jeśli czytamy te teksty jak książkę - czyli ciągiem, jak zrobiłam to ja - to bardzo szybko jest to irytujące. Ale dzięki temu być może do końca życia już będę pamiętać, między innymi że HS 981 to chińska platforma, która tygodniami zakłócała spokój na wietnamskich wodach terytorialnych, a aplikacja WhatsApp została przejęta przez Facebooka za 19 mld dolarów. Zdarzyło się kilka tekstów, w których wzmianki o Azji nawet nie ma albo pojawia się ona marginalnie, jakby zadośćuczynić czytelnikowi. Pojawia się również kilka odnośników, które chcąc nie chcąc w wersji papierowej działać nie będą. Mam wrażenie, że nikt tych teksów nie przeredagował pod kątem wydania książkowego. Wzięto je i wyjęto z sieci, wklejono na papier dodając okładkę. I powstała książka. Zdarzają się też literówki oraz brak konsekwencji w pisaniu imienia i nazwiska japońskiego premiera - raz jest on Shinzō Abe, a zwykle Shinzo Abe. Szczegół.

Wcześniej nie czytałam tekstów pana Tomańskiego regularnie - po prawdziwe to zajrzałam może do dwóch czy trzech. Dla mnie więc wydanie tych teksów okazało się dobrym zabiegiem, mimo ze początkowo podchodziłam do Skośnego oka sceptycznie. Moim zdaniem forma felietonu bardziej pasuje i lepiej wychodzi panu Tomańskiemu niż pisanie książek. Co prawda dla mnie Made in Japan również była zbiorem tekstów niby tworzących spójną całość, ale jednak coś zgrzytało. W Skośnym okiem jest dużo lepiej. Czytało mi się te ponad 400 stron z zaciekawieniem.I na pewno sięgnę po tom drugi.

(Cyt. za: Rafał Tomański, Skośnym okiem, Gdańsk 2015, s. 7.)

Więcej informacji na stronie wydawnictwa. Polecam!

2 komentarze:

  1. Ja znam tylko "Tatami...", które bardzo lubię i bardzo polecam. Za "Made..." nie mogę się zabrać i już chyba nie zabiorę. A "Skośnym..."... nie wiem. Okładka do mnie krzyczy "nie!!" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Tatami kontra krzesła" nie przekonało mnie, "Made in Japan" tym bardziej, ale "Skośnym okiem" już trochę bardziej. :)

      Usuń