niedziela, 22 listopada 2015

Hanafuda, czyli irys to jest zwierzę


Jako że jestem fanką gier planszowych i karcianych, niezmiernie się ucieszyłam, kiedy w skrzynce zastałam pewnego dnia komplet japońskich kart Hanafuda wydanych w serii "Karty świata" przez Fabrykę Kart Trefl. Nigdy nie miałam okazji nimi grać, więc czekałam na chwilę wolnego, aby zagrać partyjkę lub dwie.




Hanfuda (花札) w dosłownym tłumaczeniu oznacza "karty kwiatów". Ich historia sięga XVI wieku, kiedy to Portugalczycy zawitali do Japonii przywożąc ze sobą między innymi karcianą grę. Karty szybko się przyjęły i stały się rozrywką hazardową. Po zamknięciu się Japonii na świat, gry w karty zakazano i zakaz te utrzymał się aż do 1868 roku. Hanafuda wciąż jednak cieszyły się ogromną popularnością. Wiadomo było, gdzie takie karty można dostać "spod lady". Ten, kto chciał je kupić, wskazywał palcem na swój nos - był to znak, że jest zainteresowany kartami Hanafuda. Fonetycznie słowo hana oznacza również "nos".




Talia składa się z 48 kart, które podzielone są na dwanaście miesięcy, a każdemu przypisana jest inna roślina, np. marzec to wiśnia, a wierzba to listopad. Dodatkowo karty podzielone są na 4 różnie punktowane kategorie: rośliny (1pkt.), zwierzęta (10pkt.), zwoje (5pkt.) i światła/symbole (20pkt.). Nie wszystko jest jednak tak oczywiste i na początku trzeba było często zaglądać do instrukcji, ponieważ okazało się, że np. karta oznaczająca po prostu listopad zaliczana jest do kategorii "roślina", a ta z irysem i mostem to tak naprawdę kategoria "zwierzę". :)


Kartami można grać w kilka różnych gier. My zaczęliśmy od najprostszej zwanej Koi-koi. Partia składa się z 12 rund, ale gra przebiega bardzo szybko. Generalną zasadą jest dopasowanie kart z ręki do kart, które wykładane są na stole. Wygrywa ta osoba, która zbierze najwięcej punktów za zdobyte karty. Gra jest prosta i wciągająca. Idealna na rozgrzewkę.



Karty są pięknie wydane, nawiązują motywami do tych oryginalnych japońskich kart sprzed lat. Hanafuda mi się spodobała i na pewno jeszcze nie jedną partię rozegramy. W długie zimowe wieczory. :)

2 komentarze:

  1. O, widzę dzika na jednej z nich, więc muszę sobie kupić :) Pierwszy raz o hanafudzie usłyszałam w kontekście jakiejś erotycznej wersji, ilustrowanej przez artystę o ksywce Okama, dopiero później dowiedziałam się, że to normalna gra, a pornuch miał tylko taki motyw :)
    I tak nie zamierzam grać, bo nie lubię, ale są naprawdę śliczne, dzięki za ładne zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Erotyczne wersje pewnie również istnieją. A wyglądają fajnie, to fakt. :)

      Usuń