środa, 15 marca 2017

Japońskim tropem paryskim brukiem







Do Paryża lubię wracać. Nie tylko dla japońskich miejsc, ale tak się składa, że takowych jest w tym mieście sporo. O paryskim Japantown pisałam tutaj. Dzisiaj kilka migawek z ostatniego pobytu w tym mieście.

p.s. Maneki neko chyba powoli opanowują to miasto. :)








Moim głównym japońskim celem tym razem było odnalezienie pagody. Ale nie byle lepszej pagody a La Pagode, kina paryskiej sieci Etoile Cinemas. Przeszukałam sieć wzdłuż i wszerz przed wyjazdem i wszystko wskazywało na to, że La Pagode już nie działa... Bardzo liczyłam na to, że rzeczywistość okaże się inna i będziemy mogli zobaczyć jakiś film w tych przepięknych japonizowanych wnętrzach. Bo La Pagode prezentuje się, a raczej prezentowała się, przepięknie. W sieci znaleźć można wiele zdjęć zrobionych przez osoby, którym udało się odwiedzić to miejsce, zanim zostało zamknięte kilka lat temu. Jak się okazało. 

                                                                        (Zdjęcie stąd)

                                                                                     (Zdjęcie stąd.)

                                                                       (Zdjęcie stąd.)

Dotarliśmy do La Pagode w pochmurny dzień, co dodatkowo sprawiło, że obraz zastany na miejscu był szary, bury i ponury. Kino rzeczywiście wyglądało na zamknięte od dłuższego czasu, zasłonięte płotem i murem, zarośnięte. Nie było mowy nawet o tym, żeby wejść na dziedziniec, na który zerknęliśmy zza płota. Niestety niewiele udało się zobaczyć. Nie do końca rozumiem (i ze szczątkowych informacji z sieci wynika, że nie tylko ja), dlaczego właściciele zadecydowali o zamknięciu La Pagode. Być może było najmniej rentowne z całej sieci, ale trochę trudno mi w to uwierzyć ze względu na lokalizację kina (niedaleko Wieży Eiffela) i jego wyjątkowa architekturę. Pewnie na francuskojęzycznych stronach gdzieś istnieje rozwiązanie tej zagadki. Mimo wszystko mam nadzieję, że La Pagode zostanie ponownie otwarte - jeśli nie jako kino, to chociaż obiekt o niezwykłej historii, który będzie udostępniony innym.





Na pocieszenie zawsze pozostaje... ramen. Albo Lamen. :) Małe paryskie Japantown na stałe wpisało się w miejsca, które odwiedzam w Paryżu. Głównie ze względu na kuchnię, bo to największe chyba skupisko japońskich knajpek. Tym razem padło na restaurację Higuma. Tam posililiśmy się Champon Lamenem oraz Chukadonem. Porcje przeogromne, prawie połowa mojego dania wylądowała w pudełku na wynos. 




Jedna japońska knajpka obok drugiej, jest w czym wybierać. Ceny przystępne, dania smaczne, a porcje bardzo duże. Do tego zawsze woda na stole. Jak zresztą w każdej knajpce, restauracji czy barze. Nie tylko japońskiej. 










Generalnie w Paryżu w wielu miejscach natknąć się można na azjatyckie knajpki o wdzięcznych nazwach jak "Golden Dragon". Nie warto ich omijać szerokim łukiem - najczęściej mają spory wybór azjatyckich dań bardzo dobrze przygotowanych i w dobrej cenie. Na zdjęciu obiad za 15,5 Euro za dwie osoby: wietnamska zupa Pho podana z dodatkami (porcja wojskowa) oraz japońska smażona soba z pierożkami gyoza.
Jeśli już jesteśmy w temacie kulinarnym, to nie mogło zabraknąć herbaty ani samej królowej matcha. Zaglądnęłam też do firmowego sklepu Kusmi Tea, które uwielbiam. A wszystko to na cudownym Montmartre.


Przypadkiem trafiliśmy na Hardware Société, kawiarnię o tradycjach australijskich. Okazało się, że mają matcha latte, więc nie było wyboru - śniadanie w tym miejscu i basta. :) Obsługa, miejsce, smaki CUDOWNE, a matcha latte jedna z najlepszych jakie piłam. Na pewno Hardware Société na stałe zagości na mojej paryskiej mapie.



A na koniec Muzeum Guimet. W planach były odwiedziny w ogrodzie japońskim (pantheon bouddhique), który umknął mojej uwadze przy wizycie w tym muzeum kilka lat temu, a także wystawa "Kimono, au bonheur des dames", czyli kimono szczęście kobiet, czy coś w ten deseń. :) Niestety okazało się, że ogród dostępny jest tylko latem. Cóż, trzeba będzie kiedyś do Paryża wrócić. A że akurat lało, to schronienie wśród kimon było bardzo kuszące.



Na wystawę przyciągnął mnie temat oraz plakat, który od razu wpadł mi w oko. Wystawa podzielona była na dwie części. Pierwsza przedstawiała kolekcję kimon i akcesoriów domu towarowego Matsuzakaya, jednego z najstarszych na świecie. Kolekcja obejmuje kimona, pasy obi, akcesoria, między innymi przepiękne szpile do włosów.




Kilka kimon szczególnie przykuło moją uwagę. Niektóre uszyte zostały z bardzo cienkich materiałów, niemalże przezroczystych. Część z nich miała wyszyte kaligraficzne wzory, a chyba najbardziej zaciekawiło mnie poniższe niebieskie kimono ze złotymi nietoperzami.






Druga część wystawy prezentowała reintepretacje kimona we współczesnej modzie japońskiej i francuskiej. Podziwialiśmy projekty między innymi Junko Koshino, Yves Saint Laurenta, Kenzo Takady czy Francka Sorbiera







Wystawa jest dobrze przygotowana, a ilość eksponatów nie przytłacza, ale daje jasny obraz czym kimono było i jest. Dla mnie zawsze szczególnie interesujące są wariacje na temat, tym bardziej ekspozycja ta przypadła mi do gustu. Wystawę można oglądać do 22 maja, także może ktoś z Was się wybierze. 

Jak mawiała Audrey Hepburn: "Paris is always a good idea". Nie mogę się z nią nie zgodzić. Do następnego razu! :)



2 komentarze:

  1. Ciekawy opis, a jeszcze ciekawsze są dla mnie zdjęcia. Mają cudowne kolory i są tak realistyczne, że zgłodniałam ;) ~Kinga

    OdpowiedzUsuń